Dzień dobry!
W przedostatnim
poście pisałam o planowaniu i obiecałam, że pokażę Wam kalendarz idealny.
Tak, on naprawdę istnieje!
Przez lata szukałam odpowiadającej mi pod każdym względem formy planera (spolszczona forma pisana jest przez jedno "n", więc z tej wersji będę korzystać). Używałam kalendarzy książkowych, w segregatorach, na ścianach, biurkowych. Każdej czegoś brakowało. Dodatkowo zawsze w pracy muszę mieć swoje notatki - opłaty i dane tancerzy, projekty, opisy itd. Tym sposobem nosiłam do pracy dwa notatniki, co dość znacznie obciążało moją torbę. Mało tego - i tak nie mieściłam się w kalendarzowych polach na dni albo zostawało mi sporo wolnego miejsca. Kobiecie nie dogodzisz ;)
Ale trafiłam w końcu na projekt planera idealnego! Bullet Journal, bo o nim mowa to notatnik, który samodzielnie przerabiamy na kalendarz. W dowolnie wybranym zeszycie rozpisujemy dany miesiąc, tydzień czy kolejne dni. Sami decydujemy, ile miejsc przeznaczymy na rozrysowanie tygodnia czy danego dnia, bo sami wiemy najlepiej, jakie mamy plany lub w jaki dzień tygodnia pracujemy najintensywniej.
Można powiedzieć, że BuJo jest pracochłonną formą. Owszem, jeśli lubicie się bawić w rysowanie ramek, nagłówków, czy ozdabianie dni rysunkami. Jeśli nie chcecie kolorów ani ramek w swoim Bullet Journalu, to nie jest to absolutnie konieczne. To Wy decydujecie, jak będzie wyglądał Wasz planer.
Jeśli chodzi o mnie, przez długi czas korzystałam z kalendarza Dżoaśki ( różne warianty jej wspaniałych kalendarzy znajdziecie w
Fabryce Weny ). Sympatyczna grafika, sporo miejsca. Miałam wariant jednej strony zadrukowanej, bo na pustej miałam miejsce na dodatkowe wpisy, notatki. Z biegiem czasu dodałam trochę koloru do tych stron. Taką też formę wpięłam do segregatora z zespołowymi notatkami. Tym samym miałam wszystko pod ręką.
Brakowało mi jednak przejrzystości moich wpisów w dane dni, więc wymyśliłam sobie podział okienka danego dnia na kategorie: firma, córka, zespoły, blog. Było ok, ale graficznie wydawało mi się dość topornie.
W tym czasie natknęłam się już na ideę BuJo. Jednak nie chciałam rezygnować z formy segregatora. Powstała zatem hybryda, która połączyła typowy planer z BuJo. I zaczęło się poszukiwanie idealnej formy rozpisek tygodnia. Wiedziałam, że chcę mieć cały tydzień na dwóch przyległych stronach, by mieć wygodny wgląd na pracę. Dodatkowo, chciałam mieć w tygodniu kilka trackerów ( to rodzaj licznika, gdzie zaznacza się ilości lub wykonanie danej rzeczy) - w moim przypadku stanęło na przeczytanych stronach książek i nawodnieniu ( strasznie mało piję i jak nie notuję tego, to wieczorem się okazuje, że wypiłam danego dnia tylko jedną szklankę czegokolwiek). Doszły plany obiadowe, lista zakupów i waga.
Początkowa rozpiska była podobna graficznie do kalendarza Dżoaśki, każdy dzień był innego koloru. Potem, wzorem użytkowniczek Happy Plannera spróbowałam ozdabiania całej rozkładówki w jednym kolorze/stylu. Wydało mi się to jednak momentami zbyt pstrokato, odwracało uwagę od faktycznie ważnych rzeczy.
Wróciłam więc do oszczędniejszego używania taśm i naklejek.
Swoje strony rysuję cienkopisami na zwykłych kartkach do drukarki przeciętych na pół. Większość użytkowniczek BuJo tworzy swoje rozpiski w notesach w kropki ( subtelniejsze niż kratki, a ułatwiają pisanie i rysowanie prosto). Zastanawiam się nad wydrukiem stron w kropki, dla spróbowania.
Na chwilę obecną, każdy tydzień u mnie jest trochę inny od poprzedniego - wciąż szukam formy, która zostanie ze mną na dłużej - pionowa, pozioma? A może zamiast ramek po prostu oddzielenia kreską? Zobaczymy :)
Najfajniejsze, że moja córka zaraziła się prowadzeniem kalendarza, mając wielką frajdę z ozdabiania kolejnych dni naklejkami, rysunkami, pieczątkami. Przy okazji uczy się planowania i korzystania z kalendarza.
A jak wyglądają Wasze kalendarze? Ktoś z Was korzysta z formy Bullet Journal?
W nastepnym wpisie pokażę, co oprócz kalendarza znajduje się w BuJowych rozpiskach :)
Pozdrawiam ciepło!
Dorota