wtorek, 24 czerwca 2014

Złośliwość rzeczy martwych... i losu

Witajcie.
Na blogu ostatnio pustka, ponieważ po raz kolejny okazało się, że gdy człowiek wszystko sobie zaplanuje, to musi planować raz jeszcze, tym razem plany awaryjne.

Tak też było u mnie przez ostatni tydzień z hakiem. Uradowana i dumna ogromnie, że przygotowałam kilka praca z góry na inspiracje w Scrap Shop, kilka prac na Magnoliowe Polki i szkatułkę na warsztaty letnie, wgrałam wszystkie zdjęcia do laptopa. Nie trwało długio, gdy uśmiech z twarzy mi znikł. W laptopie zepsuł się kursor (nie działa ani pod wpływem dotyku na TouchPadzie, ani przy podłączeniu myszki). Lapka włączam i wyłączam operując strzałkami, naiwnie wierząc, że może za 30. razem kursor nagle się przebudzi.
Oczywiście zdjęcia z aparatu skasowałam, wyjeżdżając na turniej z moimi zespołami - potrzebne było miejsce na pamiątki ze sceny.

Żeby nie było zbyt mało zmartwień, tydzień temu rozłożyło mi córcię. Na sam długi weekend, kiedy to w piątek byłam z mężem w Warszawie, w sobotę z zespołami na turnieju w innym mieście. W niedzielę córcia miaął wyjechać z babcią (ta przyjechała na weekend) na wakacje, gdyż ja w sobotę wybywam na tygodniowy festiwal z podopiecznymi. Logicznym było, że w piątek dorwie małą wysoka gorączka, prawda? W sobotę na wariata szukaliśmy lekarza, bo temperatura nie spadała. Skończyło się na podejrzeniu dość groźnej choroby i badaniami w szpitalu. Tu po raz kolejny przekonałam się o potencjale głosu mojej pierworodnej w obliczu igieł.
Na szczęście wyniki odebrane wczoraj skierowały diagnozę na inne tory, łagodniejsze i chyba zaczynamy widzieć światełko w tunelu poprawy.
Dodatkowym plusem jest fakt, że zakończenie sezonu pracy tanecznej już tużź tuż, z ostatnich konkursów wróciłyśmy z pucharami, zatem ten stres odchodzi. Pozostaje jeszcze ogarnięcie dziewczyn przez tydzień na festiwalu w Wiśle, ale tu licze na relaksującą moc basenów wieczorową porą i wyrozumiałośc dziewczyn ;) W przeciwnym razie w tychże basenach je utopię ;)

Teraz pozostaje mi z córą na kolanach robić kolejne prace, ponieważ wszystkie te, jakie zaplanowałam sobie na wystawienie w czasie mojej nieobecności juz dawno są u innych właścicieli. A dłubanie z chorującą przedszkolaczką nie idzie tak sprawnie i jednym ciągiem, jak lubię ;)

No cóż. Uzewnętrzniłam się ;) I lżej od razu, bo kobieta choćby nie wiem jakim twardzielem była, to zawsze musi się wygadać ze stresów ;)
A tymczasem zmykam skorzystać z tego, że mała śpi i mam wolne ręce i kolana i idę dłubać :)

Dobrej nocki .

1 komentarz:

  1. Życzę CI ABY WSZYSTKIE sprawy Ci się poukładały, przede wszystkim zdrowia dla córy, Gratuluję zdobytych pucharów i życzę no i oby komp jednak zaczął z Tobą współpracować!!! Fajnie, że się uzewnętrzniłaś, czasem trzeba z siebie wyrzucić to co niepotrzebne i...wtedy jest lepiej.Wszystkiego dobrego dla Was!!

    OdpowiedzUsuń