wtorek, 28 grudnia 2010

Narzeczona Prosiaczka ;)

Tak ją ochrzciły moej podopieczne dzieci.
W pracy moja grupa wymysliła sobie prezenty gwiazdkowe. Warunek był jeden: miały być robione.
Ja wylosowałam 9-latkę i zrobiłam dla niej breloczek i dwie bransoletki z muliny. Tych ostatnich nie sfotografowałam, bo kończyłam je tuż przed naszym spotkaniem.
Za to maskotka została ochrzczona mianem narzeczonej Prosiaczka. Mordka moze i Prosiaczkowa, ale brzuszek zdecydowanie Puchatkowy ;) Sukienke można zdjąć. Torebka się rozpina. Całośc (bez łańcuszka i karabinka) ok. 7cm.

Świąteczne prezenty

Trochę sie przed Świętami narobiłam, bo chciałam dać najbliższym coś od siebie, oprócz kupowanych rzeczy.
I tak powstały trzy bombki. Dla mamy, babci i teściowej

 Oraz szal i mydełko dla mamy.
Szalik robiony na szydełku, na wzór riuszki (lekko falbaniaste boki). Brązowy melanż. Mydełko robione, smietankowo-kokosowe z wiórkami kokosowymi.
Prezent dla siostry pokażę w najbliższym czasie, ponieważ lakier jeszcze schnie.

piątek, 24 grudnia 2010

Wesołych Świąt

Korzystając z chwili, kiedy wreszcie wszystko juz jest gotowe, dom ogarnięty, rodzina w komplecie, składam wszystkim życzenia zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia.

Ponieważ chwila ta jest zbyt krótka na pokazanie rzeczy, które umodziłam na prezenty dla najbliższych, postaram sie to zrobić w najbliższych dniach

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Cudne candy u Jagi

Zapisałam się w kolejce, choć chętnych jest ogrom.
Nie ma się co dziwic. Po takie cuda?

Nowe cudowanie

Zaciekawiona pracami koleżanki, spróbowałam i ja.
Pierwsze próby służyły tylko sprawdzeniu o co w tym wszystkim chodzi i czy rzeczywiście wygląd spękań zależy od tylu czynników.
Po tych własnie testach przyszedł czas na zmajstrowanie sobie jakiegoś pojemnika na tę całą chemię. Tym sposobem pudełko po butkach córci uchroniło się przed śmietnikiem :)

Rzecz, a właściwie rzeczy, z których jestem najbardziej zadowolona. Wyszły akurat tak, jak chciałam.


Pudełko na świąteczny prezent schnie. Jak już będzie gotowe, to pokażę.

Karta wróciła :)

Mąż w końcu kartę oddał, więc wstawiam ostatnie wymysły bizutkowe.
Czeka jeszcze bransoletka, ale czasu na nią nie ma.

Naszyjnik z ametystami (kolor trochę przekłamany przez flesz)
Kolczyki z turkusami

środa, 24 listopada 2010

Praca wre

Mąż zabrał kartę do aparatu, więc nie ma jak uwieczniac.
A dzieje sie wieczorami. Właściwie to na biurku mam dosłowny misz masz twórczy :) Biżuteria, filc, wełna, decoupage, szydełko. maszyna do szycia. Wszystko po trochu idzie do przodu.
Jak tylko odzyskam kartę, to sie pochwalę.

piątek, 12 listopada 2010

Mitenki

Zrobione juz ze dwa tygodnie temu. Do kurteczki z rekawami 3/4. I szalik by juz był, gdyby nie zabrakło mi metra włóczki. Mam nadzieję, że znajde jeszcze identyczną wełenkę.

Ażurek z słupkami. Na wierzchu dnłoni kwiatki z koralikami(na zdjęciu nie widać dobrze).

czwartek, 11 listopada 2010

Biżuterii ciąg dalszy

Oprócz niebieskiego kompletu powstały jeszcze kolczyki:



Oraz bransoletka. Ta, co prawda, do poprawki. Muszę tylko kupić grubszy drucik:

wtorek, 9 listopada 2010

I namówiła... :)

Za namową koleżanki tworzącej ozdobne cudeńka, postanowiłam również pobawić się w arteterapię. A ponieważ to miało być tylko dla zabawy, półprodukty były tanie i w małej ilości.
Okazało się jednak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chciałoby się zrobic jeszcze to i owo, ale nie ma z czego. Więc powstał ten komplet. Daleko mu do ujmujących pięknem i pietyzmem wykonania ozdób osób, które parają się tym od długiego czasu. Ale to nic. Nie kazdy może nosić cuda. Ja będę oryginalna ;)


Bransoletka:


Naszyjnik:



Pierwsze koty za płoty

Owoc kilku nieprzespanych nocy. Choć ostatecznie krzywo wszyty panel, za co do dziś pluje sobie w brodę. a wystarczyło położyć pracę na podłodze,a nie na wąskim biurku...
Ale i tak będe miała do niego sentyment. Bo nasz pierwszy samodzielny, bo świetnie sie nosi, bo zrobiony pod wymiar mojej chudzinki.
Mój pierwszy Mei Tai

poniedziałek, 8 listopada 2010

Po przerwie

Tydzień wyrwany z zyciorysu, czyli choróbsko. Potem wytężone działania w pracy. Listopad przywitałam tygodniowym pobytem u rodziców (szczęśliwi, żyją sobie spokojnie bez uzależnień, jakimi są m.in. internet, robótki i inne pochłaniacze czasu i uwagi).
Dlatego też dopiero teraz moge sie pochwalić kolejnymi dokonaniami.
Nadal wszystkie odbiegają od wymarzonego ideału, ale serce cieszą. Bo są moje. Bo są z sercem zrobione. Bo dłubanie przy nich sprawiło mi radochę.

Debiut maskotkowy: Pani Mysza. Na razie jest singielką, ale może niedługo spotka na swojej drodze jakiegoś przystojnego mężczyznę? A że panienka otwarta jest na różne znajomości, to pewnie i wyjdziemy poza granice gatunku.

niedziela, 17 października 2010

Kamizelki

Po czapeczkach przyszedł czas na wiekszy format. Jednak nadal wszystko było robione z myślą o córce. Ostatecznie powstała kamizelka-bezrękawnik z golfem:

I fioletowa kamizelka zakładana kopertowo:



sobota, 16 października 2010

Candy Ksenii

Natknęłam się na candy organizowane przez kobiete o wyjątkowo zdolnych łapkach. chętnych na Jej wisiory jest od groma, więc szanse niemal jak w totolotku, ale co tam. Nie zaszkodzi zaryzykować ;)
Jakby jeszcze ktos byl chętny, to proszę zajrzeć tutaj

Test maszyny

Szyjąc pieluszki na maszynie pożyczonej od sąsiadki, stwierdziłam, że taki sprzet bardzo by sie w domu przydał. na szczęście mąż był tego samego zdania. Powiem więcej, sam postanowił mi takowy sprzęt sprawić. Miałam sobie tylko wybrać model.
Tym sposobem na drugą rocznicę ślubu otrzymałam jakże romantyczny prezent :)
Niestety, mając mozliwośc działać jedynie wtedy, gdy mój Aniołek śpi, czas mam ograniczony. Tym bardziej, że mąz kupując maszyne nie przewidział, że monotonny stukot nie pomoze mu w zaśnięciu ;)

Na pierwszy ogień poszła kiecka z lumpka. Jakaś taka łysa do nas przywędrowała, więc postanowiłam jej nadac troszke dziecięcego tonu.

Przód:


Tył:

Jesienne komplety

Po lecie przychodzi jesień, więc trzeba było się rozejrzeć za cieplejszą włóczką. Takim sposobem powstały dwa komplety: zielony na złota jesień i niebieski na brzydkie dni. Na razie tylko czapki i szaliki, bo dla początkującej szydlarki rękawiczki to wyższa szkoła jazdy :)


czwartek, 14 października 2010

Ciąg dalszy przeszłości

Choróbsko i mnie w końcu dosięgło swoimi łapami, więc odleżałam swoje z dala od laptopa.
W związku z tym dopiero dziś kolejne cudaki, które wyszły spod moich łapek jeszcze przed wakacjami.

W międzyczasie pieluszkoszycia zapoznałam  się z wiedzą tajemną na temat plątania nitki.
Niestety, ani moja mama, ani mama męża drutami/szydełkiem bawic się nidgy nie chciały, a nasze babcie już nie te lata, oczy i ręce mają. Więc przeszukałam strony internetowe, zakupiłam kordonki i tak oto powstały nakrycia głowy dla mojej Rozrabiaki:

Kordonkowy kapelutek na wiosenne spacerki


Letnia chustka na słoneczne lato(troche sie daszek wywinął od zabaw łapkami małego Stwora :) )





piątek, 8 października 2010

pierwsze pieluszki

Pierwsze powstały tuż przed wakacjami i powstawały kolejne. Chwilowo jesteśmy zadowoleni z ilości obecnego stosiku, więc stopujemy z szyciem kolejnych.
Formowanki:




Szyte z frotki bawełnianej (z ręczników, bo nie chciałam jeszcze inwestować w droższe frotki bambusowe) i mikrofibry. Szyte podobnie do pieluszek AIO, tylko bez warstwy PUL. Łącznie 4 warstw frotki i 4 warstwy mikrofibry + 3 warstwy w dopinanej do języka wkładce. Język przyspieszający schnięcie. Zapinane na rzepy. Wnętrze pieluszki dotykające do skóry wykonane z polarku, dla uczucia suchości.

Otulacze polarowe:





Wszystkie wykonane z gęsto tkanego polaru. Dwa pierwsze zapinane na rzepu, dwa kolejne zapinane na napki. Ostatnia fotka niewyraźna, bo modelka była naprawdę "active" ;)

Otulacz wełniany:


Uszyty z wełny w kolorze fuksji, zapinany na rzepy.

Witam :)

  No proszę. Wychodzi na to, że odkryłam w sobie skłonności ekshibicjonistyczne.
Bo jak inaczej wytłumaczyć uzewnętrznianie swoich emocji w eterze? I to w czasie, gdy juz dawno powinnam spać, mając mozliwość w końcu sie wyspać?

   Jestem młodą mamą, mamą pracującą. I mamą cudownej rocznej córci. Dlatego tez jedyną możliwą porą na sprawianie sobie wielkiej frajdy, czyli na tworzenie kolejnych "krzywulców" to właśnie ciemna noc.

   Zaczęło się od pożyczki maszyny do szycia od sąsiadki. I tak powstały pierwsze pielutki wielorazowe i otulacze polarowe.Okazało się to łatwiejsze niz sądziłam. I spodobało mi się do tego stopnia, że dostałam od męża na urodziny swoją własną maszynę. Dzięki temu tez zaczęło powoli powstawac nasze pierwsze własne nosidło Mei Tai. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się je skończyć.
   Potem w ruch poszło szydełko. Początki były kosmiczne, bo przeciez po co zbyt intensywnie wnikac w konkretny wzór i sugestie, skoro można zrobić po swojemu? Stąd też nazwa moich tworów: "krzywulce".
Co prawda, kolejne twory już krzywe nie są. Mimo, że nadal wzory odnalezione w różnych źródłach sa modyfikowane według własnego widzi-mi-się. Spod kolejnych szydełek powstawały kapelutki, czapki, kamizelki i tuniki dla mojego Anioła. Od dwóch dni tworzę wreszcie cos dla siebie.

   Mam jeszcze w głowie kilka pomysłów na nowe twory z innych dziedzin, ale niestety, nawet najdłuższe noce są zbyt krótkie na dostatecznie długie działanie, więc wszystko sie toczy w leniwym, sennym tempie.

   Nigdy nie sądziłam, że macierzyństwo da mi tyle sił, wytrwałości i weny do tworzenia. Teraz wiem, że bycie mamą dodaje skrzydeł. I czy  skoro jestem mamą Anioła, to sama też jestem aniołem? :)