Jak obiecałam, zdaję relację z weekendowego zlotu Craft Wawa, na który udało mi sie dojechać, mimo kilku przeciwności losu (uwielbiam taką nijaką pogodę i choróbska u wszystkich dookoła :/ ).
Był to mój drugi zlot, ale po wspomnieniach rzeszowskiego spotkania ubiegłej jesieni, nie mogłam sobie odmówić warszawskiej przyjemności :) Tym razem postawiłam na rzeczy, których do tej pory nie używałam, formy, których nie tworzyłam. I... zakochałam się :)
Naukę zaczęłam od warsztatów LO u Wiosanki, czyli przesympatycznej Ani Wiśniewskiej. Było mediowo, chlapiąco-psikająco i maskowo, a wszystko to na dużym formacie - czyli to, czego do tej pory nie tykałam. Polecam wszystkim warsztaty u Ani, świetna atmosfera, złote rady Prowadzącej, multum dobrodziejstw do wykorzystania i popróbowania.
Na moim LO nie mógł się pojawić oczywiście nikt inny, jak Nadinek. I to na moim ulubionym zdjęciu. Choć zawsze jestem sceptyczna do swoich pierwszych prób, ta praca naprawdę mi sie podoba, ale być może oceniam ją nieco emocjonalnie ;) Zawsze strasznie mi się podobały wszelkie scrapy, piękne layouty, ale nie miałam pojęcia, jak się za nie zabrać. Tym bardziej polecam warsztaty u Wiosanki, bo po 3 godzinach wyszłam bogatsza o sporą wiedzę i zarażona miłością do tej formy pracy :)
Kilka zdjęć zapożyczonych od Pauliny Wośko oraz samej Wiosanki:
Oczywiście, nie mogłam nie wykorzystać fioletu na moim scrapie ;)
Kilka zbliżeń na mój pierwszy LO:
Kolejne zajęcia to pokaz make&take u Pauliny Pareckiej - Wiśni. Tu nauczyłam sie wykonywać kwiaty, jakimi zachwycałam się na kartkach Pauli. No i - co jeszcze milsze, poznałam osobiście moją współprojektantkę Scrap Shopu. Dodatkowo, przekonałam sie, że papiery Mała Czarna Studia 75 są piękne i nie aż tak ciemne, jak mi się wydawało na zdjęciach. Oczywiście, za tym przekonaniem posżły również zakupy...
Przy okazji na tym pokazie poznałam Ines, z która miałyśmy już kilkukrotny kontakt na bazarku fb. Jej córcia - Iga - rośnie na świetną, rezolutna scraperkę :D
Podczas godziny na zakupy upewniłam się, że jestem strasznie niesłowna. Obiecałam sobie jeszcze w pociągu, że nie kupię żadnego papieru, bo mam ich sporo. Wybiorę tylko to, co mi naprawdę niezbędnie potrzebne. I stwierdzam, że chyba powinnam się na siebie obrazić za takie kłamstwo. Dobrze, że nie wizęłam ze sobą wszystkich pieniędzy, jakie poprzednio zamierzałam, bo wróciłam do domu tylko z dwoma wykrojnikami, kilkoma pęczkami kwiatów, perełkami, zawieszkami, ćwiekami, kilkoma kompletami papierów, guzikami. A polowałam tylko na turkusową mgiełkę, której już nie było ;)
Gdy już się upewniłam, że wydałam ostatnie grosze na kolejne przydaśki, podreptałam na trzecie warsztaty.
Mediowe Love u Cynki - Ewy Mrozowskiej to szał ciapania, maziania, malowania i maskowania. Mediowy blejtram miał zawierać motyw serca. Ja jednak się uparłam na wciśnięciu weń serca do potęgi :) Moje dwie miłości - Córa i taniec. A że i moje Pacholę pokochało te sztukę miłością czystą, to jest tu zawarte serce do potęgi n-tej :)
Po zajęciach u Cynki wiem już, że sklep plastyczny, który mam pod nosem, będzie teraz częsciej przeze mnie odwiedzany :) Teraz, gdy już wiem, co do czego służy i z czym sie je, na pewno pozwolę części tego rodzaju mediów zamieszkać w mojej komodzie.
Najpierw jedna warstwa i suszenie.
Kolejna warstwa... i suszenie ;)
I kolejna warstwa...
I tak przez 3,5 godziny przyjemnego malowania, ciapania, brudzenia paluchami, słowem dziecięcej wręcz frajdy tworzenia...
By stworzyć mediowy blejtram z serduchem moim największym :)
Widać, że się świetnie bawiłas, gratuluje super pracy i mile spędzony czas. Pozdrawiam ciepło :)))
OdpowiedzUsuńprzepiękny blejtram powstał :)
OdpowiedzUsuńSpędziłaś czas na zlocie bardzo intensywnie. :)
OdpowiedzUsuńBlejtram jest śliczny. :)